Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/118

Ta strona została skorygowana.
108

dotąd przyuczoną nie była. Słowa oburzenia cisnęły jej się na usta. Chciała odejść, ale dyrektor odezwał się znowu:
— Czy jest talent, lub nie, to dopiero pokazać się może przy nauce, dziś nie ma nawet z czego o nim sądzić.
Stanęła jak wryta, rażona gromem, gruchoczącym niemiłosiernie odrazu wszystkie jej nadzieje. Nie próbowała nawet protestować, czuła iż protest wszelki byłby zupełnie daremny. A on tymczasem mówił dalej:
— Przecież nam przedsiębiorcom chodzi nietylko o talent, głównie idzie o efekt sprawiony, a pomimo, że nic nie umiesz, masz przecież warunki sceniczne.
Zatrzymał się znowu, przyglądając się jej z widocznem upodobaniem.
— Wzrost dobry, — mówił dalej — rysy piękne, fizyognomia zajmująca, głos dźwięczny, oczy ogniste, a nadewszystko wiele wdzięku i dystynkcyi.