Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/120

Ta strona została skorygowana.
110

Jeśli publiczność się nie znała, to recenzent znać się musiał, inaczej nie byłby recenzentem.
Wszystko to wprawiało ją w niewypowiedziany kłopot, budziło tysiączne wątpliwości. Spoglądała na dyrektora wielkiemi, zdziwionemi oczyma, których blask musiał być czarujący, bo znowu zapytał ją z uśmiechem:
— Czy znasz tutaj kogo?
— Ja! — zawołała — pierwszy raz widzę to miasto.
— No, to nie racya! Któż cię tutaj przywiózł?
— Przyjechałam sama.
— Sama? — pytał dalej, patrząc jej w oczy.
— Sama — powtórzyła, mieszając się niewiedzieć czemu.
— A któż to wprowadził cię na scenę? Wcale przystojny i dystyngowany młody człowiek; wstydzić go się nie masz powodu.