Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/147

Ta strona została skorygowana.
137

Znajdowali się oboje na uboczu, on patrzył na nią chwilę i rzekł:
— Nie miej tak zrozpaczonej miny. Jeśli chcesz, by ludzie wierzyli w ciebie, wierz naprzód sama w siebie.
— Kiedy ja widzę, że nie umiem nic, nic!
Ostatnie to słowo powtórzyła z rodzajem rozpaczy.
— Hm! — mruknął, — pomówimy o tem jeszcze. Dobrze, żeś to powiedziała samej sobie, ale nie mów nikomu innemu. Zbytek szczerości na nic się nie zda.
Była to znowu dobra rada. Postanowiła jej usłuchać i podniosła głowę z nagłem wysileniem.
— Cóż mam teraz robić? — szepnęła.
Spojrzał na zegarek.
— Przyjdź do mnie o piątej — wyrzekł — powtórzysz mi rolę, dam ci niektóre wskazówki, a zresztą, pogadamy.