Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/148

Ta strona została skorygowana.
138

Miała ochotę pochwycić jego rękę i podnieść ją do ust.
— Jesteś pan dobrym — szepnęła tylko z wyrazem wdzięczności.
— Eh, dobrym! kto tam wie? Każdy jest dobrym i nikt dobrym nie jest — odparł filozoficznie. — Nie rachuj nigdy na cudzą dobroć.
— Ani na pańską? — zawołała.
— Na moją — mruknął — mniej niż na każdego innego.
Zaczął się śmiać, patrząc na nią, a w tym śmiechu było coś mrożącego.
— No, nie bój się — mówił znowu — nie połknę cię przecież; tylko zapomnij wszelkich słów, któremi cię karmiono dotąd, a pamietaj, że nic darmo na świecie. Tak jest... nic darmo.
Odrzekł, zostawiając ją zdumioną.
— Dyrektor na panią bardzo łaskaw — wyrzekł z pewnym przekąsem szlachetny ojciec.