Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/157

Ta strona została skorygowana.
147

Chciała powstać, odejść, a nie miała siły uczynić tego. Wielkie jej oczy napełniły się łzami, których wstrzymać nie mogła, bo spłynęły dwoma strumieniami po smutnej twarzyczce.
— Do czegoż te łzy? — mówił twardo dyrektor. — Jeśli masz narzeczonego, którego kochasz, to idź za niego. Rzecz bardzo prosta. Czegoż tu płakać?
— Panie! ja muszę być sławną, ja muszę być bogatą! — zawołała, podnosząc do niego złożone ręce, jakby te rzeczy były zupełnie w jego mocy. — Wszak pan sam powiedziałeś, że mam talent.
— Talent! talent! — powtórzył niemal gniewnie — to wcale jeszcze nie oznacza sławy i majątku. Talent mają także panna Alfonsa i panna Zenobia i Amilkar (Amilkarem zwał się pierwszy kochanek). Sława i majątek... no, proszę, tylko tyle! Do tego i geniusz niezawsze doprowadzi.