Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/164

Ta strona została skorygowana.
154

nie dla jej nazwiska czyż nie stanowiło wymownego znaku pogardy? Czemże ona była dla niego? piękną kobietą i niczem więcej. Wszakże sam powiedział to wyraźnie.
Palące łzy wstydu, gniewu i bezsilności cisnęły jej się gwałtem do oczu. Czempredzej, zasuwając woalkę na oczy, pobiegła do swego pokoju, przezornie zamykając drzwi na klucz.
Zdawało jej się, że świat cały jest areną dzikich zwierząt i że ona wśród nich znajduje się bez obrony żadnej. Potem przyszło jej na myśl, coby powiedział Wacław, gdyby słyszał to co mówił dyrektor, sposób, w jaki się do niej odzywał. I zapytywała samej siebie, czy już to samo nie było upadkiem.
A jednak cóż uczynić miała? Słowo buntu z jej strony rozbijało nadzieję wydobycia się z położenia, w jakiem znajdowała się dotąd. Potrzebowała pomocy, pomocy, której udzielić jej nie mógł żaden