Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/165

Ta strona została skorygowana.
155

z ludzi jej dawnego świata, a teraz zaczynała pojmować, że wstęp do innego życia okupić musiała poniżeniem. Trzeba więc było albo odrzucić nadzieję wywalczenia sobie o własnych siłach stanowiska, albo... cierpieć.
Może teraz cichy pensyonat Teodozyi i ten skromny pokoik, do którego wprawdzie dochodziły gwarne głosy wychowanek, ale gdzie otoczona była staraniem i szacunkiem, gdzie czuła nad sobą opiekę ciągłą, gdzie miała spokój określonego stanowiska — może to jednostajne życie pracy przybierało w jej oczach barwy utraconego raju. Wprawdzie powrócić tam mogła, ale powrócić zrażona pierwszą trudnością, pierwszem poniżeniem, to zdawało jej się rodzajem nikczemności. Niechby przynajmniej walka stoczoną została, niechby raz wystąpiła przed tą publicznością, której lękała się i pragnęła razem, niechby zakosztowała oklasków, lub doznała oboję-