Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/167

Ta strona została skorygowana.
157

Były to dla Reginy straszne chwile. Przecież nazajutrz stawiła się znowu na próbie, uzbrojona tym pozornym spokojem, pod którym kryła zranioną dumę, obrażoną godność i obawy śmiertelne.
Pan Szreniawski czatował na nią na wschodach hotelu i odprowadził do teatru. Potrafiła zdobyć się na uśmiech i prowadziła z nim ten rodzaj rozmowy, który nie nie obiecując, pozwala się jednak wszystkiego spodziewać. Przedstawienie się zbliżało, potrzebowała stronników.
Dnia tego dyrektor był bardzo zajęty jakiemiś finansowymi kłopotami, które wszystkie inne na drugi plan odsuwały i nie miał czasu myśleć o Reginie, zresztą może i on także odłożył wszelkie dalsze zamiary aż do przedstawienia.
Nadeszła wreszcie niedziela. Regina była jakby w gorączce, głowa jej pałała, a zimne dreszcze przebiegały ciało. Przedstawienie miało zacząć się o siódmej, ona