Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/173

Ta strona została skorygowana.
163

mywała swoję naturę pod każdym względem, tak zresztą myśl jej i wola sparaliżowane były trwogą blizkiego występu, iż nie zdobyła się na wyrazy wdzięczności, których domagać się zdawał.
— Dziękuję — odparła z przyzwyczajenia, otrząsając się jeszcze ze wstrętem na samo wspomnienie przebytego malowania.
— Ale spojrzyj że pani?
Spojrzała i nie poznała się pod grubą warstwą bielidła i różu, nie poznała własnego oblicza w tej konwencyonalnej fizyognomii, podobnej do lalki wystawionej w oknach fryzyera.
— Więc to mam być ja? — zawołała, zapominając się zupełnie. — Jakże ohydnie wyglądam!
Pan Bulikowski stanął jak wryty; lusterko o mało nie wypadło mu z drżącej dłoni, tembardziej że pan Amilkar śmiał się złośliwie.