Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/177

Ta strona została skorygowana.
167

nie spotkały się one i ścierały wzajem, zarówno w moralnem, jak w materyalnem znaczeniu.
Te filozoficzne pojęcia jednak dalekie były od myśli Reginy, gdy tuż nad jej uchem odezwał się głos reżysera:
— Na scenę!
Obejrzała się. Pan Bulikowski stał przy drzwiach, któremi wejść mieli, z miną zupełnie obojętną.
— Na scenę! — powtórzył reżyser, podczas gdy jeden z posługaczy poruszał w takt dzwonki, podobne do tych, jakie wieszają na chomontach koni do sań zaprzężonych, a drugi udawał klaskanie bicza. Rad nierad, pan Bulikowski podał jej ramię i znalazła się na scenie. Wobec sali zapełnionej publicznością krew uderzyła jej do twarzy i w uszach zaszumiało gwałtowie. Ale stanowczość chwili dodała jej energii, a przytem rola umiejętnie wybraną była dla debiutantki, bo przez chwilę po-