Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/194

Ta strona została skorygowana.
184

pijąc kawę na balkonie, czytał gazetę, a kiedy niekiedy spoglądał na swoje kwiaty.
Być może iż obecna wizyta Wacława, której celu pan Euzebiusz domyślił się odrazu, nie była mu bardzo na rękę; ale wizyt nie na rękę pan Euzebiusz musiał mnóstwo przyjmować, wiedział więc dobrze, jak w podobnych razach postępować należy. Jedną z elementarnych zasad w tym razie jest nie zdradzić niczem niezadowolenia swego, a nawet pokryć je podwójnie przyjaznem obejściem; skoro więc panna Zofia, podbiegając ku niemu, stłumionem wyrzekła głosem:
— Ojcze, pan Wacław!...
Pan Euzebiusz wyciągnął zwyczajem swoim ku niemu obie ręce, jakgdyby go chciał uścisnąć.
— A witaj-że, witaj! — zawołał.
I nie dając mu prawie czasu usta otworzyć, ciągnął dalej z niezwykłą u niego wielomównością: