Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/204

Ta strona została skorygowana.
194

odchodnem, iż powinien odwiedzać ich jaknajczęściej i przypominać tę obietnicę ojcu. Zaręczała, że znów niezadługo trafi się wakans, ważniejszy i lepszy niż dzisiaj.
Pomimo to Wacław wyszedł niepewny co do przyszłości; obietnice zaczynały go nużyć, a w biurze Schmetterlinga zarabiał tak małą sumę, iż wstyd mu było do niej się przyznawać.
Powrócił do siebie pognębiony i smutny. Noc jesienna była pogodną. Szedł zwolna słabo oświetlonemi ulicami. Ponad głową jego jaśniało wyiskrzone gwiazdami niebo. Ileż razy pośród marzeń miłości i szczęścia spoglądał na nie i zdawało mu się, iż mrugały na niego złotem światłem, w takt uderzeń jego serca, iż spotykał się tym sposobem z myślami ukochanej. Dzisiaj także te milczące powiernice tak samo spoglądały na niego złotemi oczyma z niedościgłej wysokości swojej, lecz zdawały się urągać wiekuistym spokojem bo-