Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/211

Ta strona została skorygowana.
201

— Bóg widzi — zawołała — chciałam cię od nich uchować. Czyniłam co było w mojej mocy.
Słowa te poruszyły w nim wszystkie tętna. ozwały się echem przeszłości i walk stoczonych.
— Matko — podchwycił — czyż nie widzisz że to było daremnie?
— Być może iż masz słuszność — szepnęła głucho. — Być może iż omyliłam się, ale w takim razie omyłka jest niepowrotną. Czyż tego nie pojmujesz? Od kilku miesięcy rozbijasz się jak motyl o warunki położenia, do którego stworzonym, wychowanym nie jesteś. Czyż nie przekonałeś się o tem dotąd? Widzę jak czoło twoje blednie i bruździ się, jak wzrok się mgli, obciążony smutnem doświadczeniem jak w walce nad siły jaką przedsięwziąłeś więdniesz, cierpisz, upadasz.
Miała słuszność, zaprzeczyć temu nie mógł. Walka była nad jego siły.