Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/229

Ta strona została skorygowana.
219

Podniosła na niego oczy, w których była trwoga, niedowierzanie i silniejszy od obojga błysk nadziei.
— Tak jest, znakomitość — powtórzył, śmiejąc się: — Nie zważaj na to co mówiłem. Nie znasz mnie jeszcze, inaczej wiedziałabyś, że taki mój zwyczaj; gniewam się tylko na tych, co są coś warci, niedołężnych zostawiam w spokoju.
I tutaj zaczął wyliczać wszystkich wielkich artystów dramatycznych, którzy, jak twierdził, wyszli z jego szkoły, a dalej przedstawiał olśnionym oczom dziewczyny szereg tryumfów, które ją niechybnie czekają, jeśli tylko okaże się wytrwałą, a nadewszystko jeśli trupy jego nie opuści. Wkońcu uczynił jej wyraźną propozycyą, by zawarła z nim trzyletni kontrakt.
Propozycyę tę wypowiadał zwolna, z oczyma wlepionemi w nią w ten sposób, iż mógł odrazu widzieć wrażenie, jakie