Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/25

Ta strona została skorygowana.
15

Mergold nie mówił tak cicho, by nie dowiedziano się o co chodziło. Zdawało mu się że słyszy śmiechy, szepty i lękał się podnieść oczu od swojej roboty.
Ludzie ci mieli może prawo śmiać się z jego nieudolności, ale on na to pozwolić nie mógł; dotąd nikt bezkarnie nic podobnego nie uczynił Gdyby więc dostrzegł wyraźne szyderstwo, skarcićby je musiał, a nie chciał dojść na pierwszym wstępie do podobnego wypadku. I całą siłą woli starał się zapanować nad wzburzeniem swojem, gdy tuż koło niego dał się słyszeć głos stłumiony:
— Panie, panie!
Wołanie to mogło się tyczyć kogo innego, Wacław więc nie podniósł głowy.
— Panie Julski — powtórzył głos.
Zwrócił się szybko i ujrzał swego najbliższego sąsiada, który, korzystając z nieobecności pana Mergolda, rzucił pió-