Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/261

Ta strona została skorygowana.
251

Zwierzchnik nie patrzył na niego i zapewne sądził, że słowa te nie były do niego zwrócone, bo oddalał się szybko.
— Panie Mergold — wyrzekł głośniej, biegnąc za nim.
Tym razem zainterpelowany w ten sposób zatrzymał się i spojrzał na młodego człowieka mrożącym wzrokiem, w którym zdziwienie mieszało się z odcieniami nieokreślonych uczuć. Zresztą człowiek ten nie przemówił wcale, nie zadał pytania żadnego, zatrzymał się tylko i czekał.
— Czy mogę pana prosić o parę chwil? — zapytał Wacław, zmieszany jego wzrokiem.
— Dlaczego pan nie mówiłeś ze mną w biurze?
— Chciałem to uczynić na osobności, a tam w biurze...
Pan Mergold obejrzał się w koło z pewną niepewnością, a potem zwrócił