Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/262

Ta strona została skorygowana.
252

na młodego człowieka smutne i przenikliwe oczy.
— Słucham — wyrzekł jak człowiek, który nic innego uczynić nie może.
— Miałem do pana prośbę, to jest chciałem panu zrobić propozycyą — poprawił się Wacław, gdyż wiedział już z doświadczenia, jak niekorzystnie słowo prośba działać zwykło na ludzi.
Pan Mergold milczał i czekał, nie zachęcając go żadnem słowem, tylko smutne, marzące, badawcze spojrzenie zwrócił na niego.
— Powiem odrazu — mówił dalej Wacław, który czuł się tą postawą obowiązany do zwięzłości — iż w okolicznościach w jakich się znajduję, potrzebuję więcej zarabiać.
Nieokreślony uśmiech przemknął po twarzy pana Mergolda i zaznaczył wyraźniej niektóre delikatnie wyrzeźbione w niej rysy, ale nie odpowiedział nic.