Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/267

Ta strona została skorygowana.
257

Ale lubo słowa były szorstkie, głos miał jakieś sympatyczne i miękkie brzmienie, które dodało odwagi Wacławowi.
— Panie Mergold — zawołał — ja nie znam życia ani świata, w który rzucony zostałem. Jeśli nie możesz mi pan dać pracy, to daj mi przynajmniej radę dobrą.
— O to najłatwiej: nie daj się pan wyzyskiwać, a wyzyskuj innych, jeśli chcesz, by ci się dobrze działo na świecie. Ślepy chyba tego niedopatrzy.
— Jabym nie chciał ani jednego, ani drugiego.
— To naucz się pan utrzymać na ostrzu noża, lub przewrócić świat od góry do dołu.
— To nie jest odpowiedź, pan żartujesz sobie ze mnie, a jednak widzę dobrze, iż w gruncie nie masz do żartów ochoty.
— Więc czegóż pan chcesz odemnie?
— Pan jesteś człowiekiem praktycznym.
Szczególny uśmiech zarysował się znowu na delikatnych wargach Mergolda: