Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/270

Ta strona została skorygowana.
260

wanie, które mógł doliczyć do usiłowań dawniejszych. Tylko pan Mergold zaciekawiał go coraz bardziej i widząc go spełniającego swoje czynności z niezmiennym nigdy spokojem, nieraz przywodził sobie na myśl jego słowa i spoglądał na niego nieznacznie.
— Czego pan chciałeś od Mergolda? — zapytał go nazajutrz po tej rozmowie Józio, którego natrętnej poufałości nic zrazić nie mogło.
Teraz jednak Wacław mniej dumnie odtrącał go od siebie; czuł się tak osamotniony na świecie, iż nawet współczucie tego pospolitego, źle wychowanego człowieka przedstawiło mu się inaczej niż dotąd.
— Pan pewno prosiłeś go o co — mówił dalej Józio, nie odbierając właściwej odpowiedzi — i on nic nie zrobił. Pan go jeszcze nie zna; my już wiemy, że