Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/285

Ta strona została skorygowana.
275

chodząc z biura, spotykał dziennikarza, który miał zajęcie w tej stronie miasta, a czasem szli razem na obiad. Wacław zwierzał mu się ze swego położenia i z troski o przyszłość. Ale Antoś nie brał tego bynajmniej do serca.
— To nic — mówił — jesteś jeszcze naiwny jak dziecię nowonarodzone; ale gdy się rozpoznasz w stosunkach, dasz sobie radę, święci garnków nie lepią. Nie frasuj się tylko, bo to się na nic nie zda. Poczekaj aż wejdzie ci w rękę jaka szczęśliwa sposobność, a wtedy tylko umiej z niej skorzystać.
Wacław milczał; szczęśliwa sposobność był to dla niego wyraz bez znaczenia, bo on tej sposobności nawet wyobrazić sobie nie umiał.
Dnia jednego szli obaj z Antosiem o niezwykłej godzinie, gdy nagle Wacław usłyszał głos przyjazny, wymawiający jego imię.