Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/300

Ta strona została skorygowana.
290

śpi. Jego nikt nie chce obudzić, chybaby przyszedł jaki telegram z zagranicy.
— Przecież to rzecz ważniejsza jeszcze. Śmierć człowieka!
— A cóż pan bankier na to poradzi? Przecież go nie wskrzesi.
Nie można było temu rozumowaniu Józia zaprzeczyć racyonalności, racyonalność ta jednak przejmowała Wacława oburzeniem.
— Czyż on nie miał nikogo blizkiego, rodziny jakiej? — pytał dalej.
Józio zrobił pogardliwą minę.
— Co taka rodzina; tam taka bieda, że aż strach. Żona od wielu lat sparaliżowana i dzieci kilkoro. On się zapracowywał, ale wystarczyć nie mógł. Ja dawno myślałem że to się tak skończy.
Wzruszył ramionami z wyższością, jaką nadaje spełnione proroctwo, i chciał wmieszać się do grupy rozmawiających, kiedy zatrzymał go Wacław.