Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/304

Ta strona została skorygowana.
294

— Ale teraz to ja panu powiem — ciągnął dalej ten ostatni, którego paliła widocznie żądza wyjawienia tajemnicy zmarłego.
I nie czekając zachęty, dodał, nachylając się poufnie do ucha Wacława:
— Widzi pan, dawno temu, bardzo dawno, kiedy żona Mergolda chorowała śmiertelnie, on podpisał na wekslu pana Schmetterlinga.
Wacław się cofnął. Ten człowiek był fałszerzem.
— To być nie może! — zawołał zrazu.
— Widzi pan — tłumaczył Józio — on nie był tak bardzo winien. Gospodarz chciał go z mieszkania wyrzucać, wierzyciele zabierali rzeczy. Przyszedł do Schmetterlinga, który obiecał mu pomódz i kazał przyjść nazajutrz, tymczasem w nocy pojechał do Berlina, gdzie go wezwano telegrafem, a tu chodziło o życie żony.