Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/312

Ta strona została skorygowana.
302

Owo ja podkreślone było wyraźnie. Wyrzekłszy to, pan Schmetterling oddalił się czemprędzej, pewien że zostawił obecnych pod olśniewającem wrażeniem swej wspaniałomyślności.
— Co tam znaczy sto rubli — szepnął Józio — tam taka bieda, że aż strach. No, przynajmniej będzie na pogrzeb.
Wacławowi zdawało się, że te pieniądze powinny były palić rękę, coby je przyjęła; wszak pochodziły one od tego, który był moralnym sprawcą samobójstwa. Ale myśl ta nie przyszła nikomu innemu; nawet Józio więcej wtajemniczony od innych w dzieje Mergolda, ubolewał jedynie nad małością ofiarowanej sumy.
Dziewczyna, która jedna może podzielałaby jego uczucia, przynajmniej tak sądził z wykrzyku i wejrzenia obrażonej Judyty, jakie bankierowi rzuciła, klęczała zgięta nad ciałem ojca i nie słyszała zapewne słów jego.