Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/313

Ta strona została skorygowana.
303

— Zróbmy składkę — zawołał, zapominając o własnem położeniu wobec tej strasznej doli.
Ale nikt nie odpowiedział na jego głos. Pan Stanisław spojrzał na niego z ukosa i rzekł:
— Przecież pan bankier obiecał o rodzinie pamiętać.
A Józio szepnął mu niechętnie:
— Co pan myśli, tam tysiąców potrzeba Niech się pan lepiej nie miesza. Pan bankier kontent nie będzie; on zaraz powie, że my mamy zadużo pieniędzy.
Uwaga była słuszna, uczuł to i uczuł zarazem zupełną bezsilność swoją wobec cierpienia bliźniego. Nie mógł dać tutaj ani moralnej, ani materyalnej skutecznej pomocy, sam siebie zaś narażał na utratę lichego stanowiska, zdobytego z takim trudem. Zawahał się. Bezskuteczna litość, oto wszystko na co stać go było obecnie.