Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/319

Ta strona została skorygowana.
309

Tak działo się i z Wacławem. Nieszczęście wzbierało wkoło niego jak fale morza, unosząc go z sobą coraz dalej od realnego życia, w posępne krainy ciszy i spokoju, których nie mógł znaleźć koło siebie.
Natura jesienna wtórowała ponurym myślom jego szarą barwą chmur ciemnych, które nakształt całunu rozpościerały się na niebie, zasuwając cały horyzont tak grubą warstwą. iż żaden promień zachodu przebić jej nie zdołał.
Stanął w oknie izdebki swojej, wyniesionej ponad dachami miejskimi i spoglądał na błotną ulicę i na ołowiane niebo, a przeraźliwy wicher gwizdał przeciągle w kominach i uderzał gwałtownie w szyby, które co chwila drżały, wydając nieokreślone dźwięki. To ponure niebo, ten świat czerniejący, nad którym jęczał chłodny wicher jesienny, wszystko wkoło zdawało mu się obrazem jego doli. I on także nie