Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/333

Ta strona została skorygowana.
323

siebie ciekawie, uważnie, zdala od oczu ludzkich; wczytali się w zmiany i bruzdy, jakie im przyniosło życie.
Dotychczas prawie nie słyszeli głosu własnego; konieczne słowa, jakie wymawiać musieli, były jakby zduszone wzruszeniem.
Pomiędzy nimi trwało dotąd milczenie, którego lękali się przerwać, bo może nie znajdowali wyrazów stosownych, a może tłumiło je szalone serc bicie.
Aż wreszcie wybiegły im na usta imiona tak długo wymawiane tylko w samotności, tęsknocie, bez echa:
— Wacław!
— Regina!
Nie widzieli się od dnia owego w pensyonacie Teodozyi, gdy snuli razem plany przyszłości, z których każdy okazał się niemożebny. Sześć lat upłynęło od dnia owego, a przez ten czas ileż razy blizcy byli zobaczenia się, ileż razy nadzieje ich