Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/345

Ta strona została skorygowana.
335

W tej chwili drzwi otwarły się znowu i stanęła w nich drobna postać kobieca.
— O mnie to już zapomnieliście zupełnie — zawołała, wyciągając ręce do Reginy.
— Teodozya! — krzyknęła, rzucając się jej na szyję.
— Tak, to ja — mówiła stara panna, która jedna przez ten czas nie odmieniła się wcale. — Skorzystałam ze świątecznych wakacyj i przyjechałam, żeby was zobaczyć. Ale nie chciałam przeszkadzać...
— Jesteśmy znowu razem — szepnęła Regina — jak wówczas u ciebie, gdy byłaś dla nas Opatrznością.
Stara panna wzruszyła ramionami, chciała coś odpowiedzieć, ale łzy cisnęły jej się do oczu. Próbowała je ukryć pod zwykłą szorstkością swoją.
— Opatrzność! — powtórzyła. — Co prawda, to i dzisiaj trzeba o was pamiętać, jak o dzieciach. Wacław znów nie pomyślał o herbacie, i gdyby nie ja...