Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/55

Ta strona została skorygowana.
45

że odnajdowała je na każdym kroku, że czyhały na nią zawieszone na sprzętach, ukryte w rogach komnat i na gałęziach drzew ogrodu, że powracały do niej ze stron wszystkich i jak widma otaczały ją tłumnie.
Czasami znowu zdawało jej się, że dom Teodozyi to więzienie, bo nigdy prawie nie wychylała się za jego mury. I jak choremu śmiertelnie żadne miejsce dogodnem się nie wydaje i zmiana sama przynosi ulgę pozorną, tak ona myślała czasem, że wszędzie indziej byłoby jej lżej oddychać.
Nie była ona niewdzięczną względem starej panny, tylko drażniły ją jej spokój, jej niezmordowana czynność i zabiegliwość, z jaką wglądała w najdrobniejsze szczegóły swojego zakładu. Panna Teodozya próbowała nieraz zainteresować nim Reginę, ale było to rzeczą zupełnie bezskuteczną. Słuchała jej cierpliwie, wypeł-