Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/97

Ta strona została skorygowana.
87

Jednocześnie stary, łysy i zółty jak cytryna mężczyzna, niedbale ubrany w migdałowy surdut i zielony szalik, wołał patetycznym głosem, zwrócony do mocno wyróżowanej kobiety:
— Ty kochasz mnie! o powtórz, powtórz to raz jeszcze!
Był to widocznie pierwszy kochanek, odzywający się w ten sposób do primadonny dramatycznej.
A tymczasem druga kobieta, drobnego wzrostu, której w udziele przypadło grać role naiwne, pytała na boku szlachetnego ojca:
— Co to za jedna ta w żałobie?
Szlachetny ojciec zrobił ruch dwuznaczny, mogący zarówno oznaczyć skryte zaciekawienie. jak udaną obojętność.
— Alboż ja wiem? — odpowiedział.
A po chwili dodał, draźniąc się widocznie:
— Ależ ładna!