Strona:Walerya Marrené - Na dnie życia.djvu/71

Ta strona została uwierzytelniona.

bez niebezpieczeństwa można było wynieść, sprzedać lub ukryć skradzione przedmioty.
Dowiedziała się także, iż zjednoczenie stanowi siłę i że takich sił jednostek zjednoczonych przeciw własności było wiele; że ludzie posiadający siłę pięści i ramion potrzebowali nieraz pomocy takich drobnych, sprytnych istot jak ona; że była dotąd głupią nad wyraz marnując i rozdając owoc kradzieży i karmiąc mnóstwo darmozjadów, którzy żyli jej kosztem, nie narażając się na żadną odpowiedzialność, bo przecież oni mogli radzić sobie tak samo, jak to ona czyniła. Towarzyszki nauczyły ją także, iż pod żadnym względem nie powinna się była do niczego przyznawać, ale wbrew oczywistości i dowodom utrzymywać, że jest niewinną, bo to jedyny sposób wyplątania się z biedy, kiedy kto przypadkiem w nią popadnie.
Maryś słuchała, słuchała całem sercem, duszą, nietylko uszami; słuchała tem chciwiej, że dotąd nikt nie uczył jej nigdy niczego, a pojętny jej umysł chwytał skwapliwie tę sposobność nabycia jakiejbądź wiedzy. Innych nauk byłaby słuchała równie pilnie, może pilniej jeszcze, nieszczęściem były to jedyne, jakich jej udzielono.
Pomimo to przykrzyło jej się w więzieniu. W obec łachmanów, jakie ją odziewały, strój więzienny zdawał się szczytem elegancyi i wygody, w obec jej dawnych legowisk cela wię-