Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1871 No42 part1.png

Ta strona została skorygowana.

— Ale chodźże, chodź, wołała tupiąc nóżkami i stukając o ziemię parasolikiem pani Ormowska... chodź...
A obie dziewczęta śmiejąc się wtórowały.
— Prędzéj, prędzéj! Chodźże pan.
Surwiński był przekonany, iż być musi jakaś bardzo nagła potrzeba, przybiegł aż się zadychał.. stanął ocierając pot czoła. Czemże służyć mam?
— Ot masz! czem służyć? rozśmiała się staruszka — nic innego tylko sama jestem, nudzę się, a wasz obowiązek panowie moi, bawić mnie teraz... Niegdyś to ja was bawiłam.. teraz wy musicie starą...
— Ale to pan niegrzeczny, dodała Lusia białe pokazując ząbki, widzi pan same jedne, zbłąkane na bezdrożach niewiasty, bez opieki, bez męzkiego ramienia i nie domyśla się iż należy stanąć na straży.. spełnić najświętszy obowiązek. Lusia była wielce żartobliwą.
— Niechże pan babuni (wszystkie kuzynki zwały panią Ormowską Babunią) — poda rękę, dodała Marja.
— A tak, daj mi asińdziéj rękę.. mówiła stara ruszając się z ciężkością z miejsca, chodźmy — doktór Zieleniewski każe chodzić.. a pan?
— Tak, tak i ja muszę chodzić — rzekł pan Karol...
— Przepraszam pana, przerwała Lusia — pan nie chodzisz, pan biegasz, a tego przy wodach zakazują.
— I zkądże pan tak leciał na skrzydłach zefira? spytała Musia.
Pani Ormowska z zefira śmiać się zaczęła...
— Jakto? zkąd? podchwycił Karol — ja przechadzałem się... szukałem tylko suchych ścieżek.
— Co tam! co tam! gdzieś był toś był, rzekła Ormowska, ale mów co słychać? bo ty — to wszystko wiesz.
Surwiński się uśmiechnął, pochlebiał mu ten wymiar sprawiedliwości, czuł się téj pochwały godnym.
— Żebym miał wszystko wiedzieć — ozwał się skromnie, tego nie powiem, lecz że czasem uda mi się więcéj niż drudzy spenetrować — to mi wszyscy przyznają.
— I cóż spenetrowałeś? zapytała baronowa.
— W Krynicy bo domy przezroczyste, i tak dalece nie ma nie do penetrowania, westchnął pan Karol... Czy pani baronowa już widziała — naszego wielkiego nieznajomego?
— Kto? co? kogo? spytały razem trzy głosy.
— Przecież tego pana z pod Róży, w eleganckim londyńskim bonżurku, w kapeluszu panama..
— Któż to taki? przerwała Ormowska, dziewczęta mi mówiły już coś o nim, ja z daleka źle widzę, a koło nas nie przechodził.