Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1871 No45 part4.png

Ta strona została skorygowana.

— A to dobrze, że pan tu jesteś! mianuję pana moim ministrem policji i płotek. Mów mi pan zaraz: kto jest — co robią... i jeśli co tajemniczego już złapałeś... podawaj na stół gorąco...
Pan Karol mimo uśmieszku stał się poważnym:
— Niech no się pani hrabina rozpatrzy...
— Słyszałam żeś pan tu odkrył jakąś znakomitość incognito... Proszę mi ją co najprędzéj pokazać, zaprezentować, a jak ja wezmę na konfesatę, dobędę z niego... no zobaczysz...
— Ani wątpię, że przed takim spowiednikiem, do wszystkich przyzna się grzechów... zobaczy go pani... chociaż — dziczek...
— Jakto, dziczek?
— Stroni, szczególniéj od kobiet... nie bywa nigdzie, nie zaznajamia się i oprócz pani Domskiéj...
— Jakiéj pani Domskiéj? podchwyciła hrabina — co to jest pani Domska?
— Jakaś jéjmość z córką z Berlina.. zapewne z Wielkopolski — przemówiła baronowa. Matka chora, córka choć młoda i ładna, unikają widocznie ludzi...
— Jakże to wygląda? zapytała hrabina.
— A, bardzo przyzwoicie, rzekła Ormowska — znać osoby majętne... no, i dobrze wychowane, ale nie wszyscy są do ludzi i towarzystwa stworzeni.
— O! moja baronowo — zaprotestowała gospodyni, proszęć tego nie mówić! a do czegoż ludzie stworzeni? Sami żyć niepotrafią — z aniołami nie każdemu wolno, djabły już po ziemi nie wędrują... Wszyscy powinni żyć w towarzystwie i udzielać się mu. To darmo! o! to darmo.. Ale — zwróciła się do pana Karola — cóż tedy ów tajemniczy wasz wielki człowiek? Co to może być?..
— Jestem na drodze.. to się odkryje — szepnął Karol.
— Ależ przecie się jakoś nazywa?
— Niby to ma nazwisko... ale on do niego, a ono do tego co je nosi niepodobne. Dość spojrzeć na niego a można być pewnym, iż to nie może być żaden pan Piławski.
— Piławski i powiadasz zkąd? z Warszawy? Ale bo pozwól panie Surwiński, powiedzieć sobie — jabym na waszem miejscu dawno do Warszawy napisała i miała już wiadomość o nim. Każdy ma znajomych, cóż łatwiejszego. i
— Ja to już zrobiłem... rzekł cicho Karol — mam właśnie towarzysza szkolnego i wojskowego w jednym biurze, człeka co doskonale zna towarzystwo całe, da mi wiedzieć. Proszę pani hrabiny wygląda jak Antinous.. twarz arystokratyczna — wychowany jak udzielny książe mówi wszystkiemi językami.. spędził część życia w Anglji, — rysuje, muzyk, literat... widać po nim że bogaty — możeż to być taki jakiś nieznany Piławski.
— A no, może, odparła gospodyni — ty, kochany panie Surwiński, znasz świat jakim był przed laty trzydziestu.. Dziś ludzie, okoliczności, wynalazki i rożne innowacje, do góry nogami go przewróciły. Naprzód, proszę cię, tyle bogatych żydów się ochrzciło.. a to są ludzie i majętni i wychowani jak lordowie.. no — i arystokracja przecież.. Genealogiczne ich drzewo starsze pono od wszystkich naszych. Powtóre, teraz maleńcy ludzie robią majątki jak na drożdżach.. a do majątku dzieciom dają wychowanie...
— Wszystko to prawda — odezwał się Surwiński, ja może jestem stary i uparty, ale mnie się widzi że zawsze rasa rasą. Nie mówię o żydach, bo w tych też rasa widoczna, ale i owi dorobkowicze proszę pani, dorobili się wielu rzeczy, nawet dowcipu i wychowania, a nóg i rąk muszą czekać do czwartego pokolenia..