Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1871 No52 part6.png

Ta strona została skorygowana.

ten nie długo potrwa, a na jutro z Zakopanego przedsięwziąć będzie można wyprawę. Sir William głową potrząsał, barometr jego kieszonkowy spadał, wszystkie znaki były na słotę. To gorzéj — dodał, iż co deszczem spada w dolinach, na szczytach może spaść śniegiem, i góry staną się jeśli nie niedostępnemi, to przynajmniéj trudnemi do zdobycia..
Zakrzyczano go że pessymista i że około dziesiątego sierpnia śnieg się tu nigdy prawie nie okazuje, anglik zamilkł. Słota przeprowadziła do Zakopanego, gdzie dla mężczyzn zajęto jedną chatę, drugą dla hrabiny i jéj dworu. Salon urządzony był przy apartamencie pani, która wieśniaczem wnętrznem tych izb, z miskami na półkach i obrazami na ścianach, nacieszyć się nie mogła... Przybywszy bardzo zawczasu można się było, i urządzić i wypocząć, i skromny obiad obmyśleć, i nagadać do wieczora... bo deszcz ani obiecywał się zmniejszyć. W górach mgły i ulewy były okrutne, Giwont zakryty... Wezwani przewodnicy, doświadczony Wala i Sieczka... nie odbierali nadziei podróżnym o jutrzejszéj pogodzie, ale też wcale jéj przyrzekać nie śmieli.
W niedostatku przewodnika do Tatrów, anglik miał z sobą mnóstwo książek, kart i dzieł pomocniczych, wszystko; to przyniesiono dla zabawy. Pilawski dobył album i rysował. Albert nudził się i ziewał wcale z tem nie kryjąc — hrabina z Williamem studjowała gorąco książki, plany, i rozmowa szła im bez znużenia... do późnéj nocy... tak że kuzyn Albert musiał niegrzecznie dobywając zegarka ostrzedz, iż czas by się położyć.
Na dworze słychać było jednostajny szmer strumieni deszczu spadającego po dachach... Nazajutrz rano pierwsze wejrzenie przebudzonych podróżnych było w małe okienko... ulewa zwiększyła się jeszcze, w podwórku chaty stało jeziorko, gościniec stał się strumieniem, gór nie widać było ani cienia, przewodnicy powiadali że może się wyjaśnić, ale może się i — nie wyjaśnić. Hrabina śmiała się z tego prześladowania losu. Anglik znosił go cierpliwie i nie bardzo się mógł skarżyć mając tak miłe towarzystwo prawie dla siebie wyłącznie, gdyż hrabina jawnie zaniedbywała resztę towarzyszów dla cudzoziemca... W tłomoczku Williama znalazły się szachy podróżne, Albert i Gabrjel przypominając sobie czasy uniwersyteckie siedli do gry. Wspaniały obiad do którego utworzenia brakło wykwintniejszego materjału, składał się z misy kurcząt, misy grzybów, misy poziomek i kawy... — był doskonały i zszedł wesoło... ku wieczorowi deszcz zmienił się wprawdzie na bardzo drobny kapuśniaczek, ale tak gęsty, że o kilka kroków nie widać było świata... Sprowadzono Walę aby prorokował na jutro; sparty na kiju stary góral z miną tajemniczą cieszył podróżnych, iż bardzo się jeszcze wyjaśnić może, wszakże zaręczyć za fantazję tatrzańskich obłoków niepodobna. Na noc ulewa zwiększyła się znowu. Hrabina śmiała się, ale niespokojnie dopytywała na jak długo zapasy wystarczą. Musiała też myśleć na jak długo cierpliwości stanie. Anglik się uśmiechał, było mu dobrze... całemi godzinami szeptał z piękną gosposią. Przyszło już do tego, że opowiadał jéj swą młodość, życie, wychowanie i spowiadał się z najskrytszych uczuć.
Zaświtał ranek... mgły stały na górach, deszczyk rosił, zdało się wszakże, iż zajdzie jakaś zmiana, bo jednostajna opona szara na niebie i szczytach, zaczęła ściągać się w kłęby, przybierać kształty jakieś.. zwlekać rozrzucone szmaty, jak gdyby z wiatrem odleciéć miała. Giwont zamajaczał zdala, i choć go zakrywały chmury, pokazywał się ze swemi ciemnemi reglami u spodu... jako obietnica lepszych godzin...