Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/159

Ta strona została uwierzytelniona.





XIII.
Gerwazek.

Jan Valjean wyszedł z miasta, jakby uciekał. Szedł przez pola krokiem wielkim, przyśpieszonym, nie patrząc którędy idzie, wchodząc na pierwszą lepszą ścieżkę i nie spostrzegając, że krąży w jednem miejscu. Tak błąkał się do południa, bez posiłku, nie czując nawet głodu. Tłum nowych uczuć i wrażeń oblegał jego duszę. Gniewał się, nie wiedząc na kogo i co. Zdawał się być wzruszony lub upokorzony. Napadały go chwile dziwnego rozczulenia, z którem walczył, stawiając naprzeciw zatwardziałość dwudziestu lat ostatnich. Stan tak i go męczył. Z trwogą, spostrzegał, że w duszy jego zakłóconą została owa straszna cisza, która mu dawała niesprawiedliwość jego nieszczęścia. Pytał, czem ją teraz zastąpi. Niekiedy, doprawdy wolałby siedzieć w więzieniu z żandarmami, niż w taki sposób dostać się na wolność; byłby spokojniejszy. Chociaż to było w połowie jesieni, tu i owdzie na żywych płotach widział kwiatki spóźnione, których woń przypominała mu lata dziecinne. Nieznośne mu były te wspomnienia, tak dawno zatarte w jego duszy.
Cały dzień był pastwą myśli, których opisać niepodobna.