Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/297

Ta strona została uwierzytelniona.

czyka, mnicha i kaprala, tego szpiega niezdolnego kłamać, tego policjanta czystego jak dziewica; fizjonomista, któryby znał jego tajemny i dawny wstręt do p. Madeleine, jego starcie z merem z powodu Fantiny, i w tej chwili spojrzał na Javerta, — mimowoliby zapytał: co się takiego stało? Widocznem było dla każdego, kto znał to sumienie proste, jasne, szczere, uczciwe, surowe i dzikie, że w Javercie odbyła się jakaś wielka walka wewnętrzna. Cokolwiek działo się w jego duszy, zwykle widziałeś na twarzy. Jak wszyscy ludzie gwałtowni, podlegał silnym w strząśnieniom i zmianom: Nigdy też fizjonomja jego nie była dziwniejszą, i bardziej zmienioną. Wchodząc skłonił się przed p. Madeleine, w jego spojrzeniu nie było ani urazy, ani gniewu, ani nieufności; zatrzymał się kilka kroków za krzesłem mera; stał prosto, wyciągnięty jak żołnierz, z naiwną i zimną szorstkością człowieka, który nigdy nie był łagodnym, a zawsze cierpliwym; czekał, nie rzekłszy słowa, nie poruszywszy się, ze szczerą pokorą i spokojną rezygnacją, aż spodoba się panu merowi obrócić; spokojny, pogodny, z kapeluszem w ręku, z oczyma spuszczonemi w ziemię, z wyrazem twarzy, środkującym między fizjonomją żołnierza, stojącego przed oficerem, i winowajcy przed sędzią. Z tej twarzy znikły wszystkie uczucia i wspomnienia, któreśmy w nim przypuszczali. Na tej twarzy niedocieczonej i prostej jak granit, malował się tylko spokojny smutek. Cała postać wyrażała pokorę i stanowczość, i jakieś mężne znękanie.
Nakoniec p. mer położył pióro i na wpół się obrócił.
— No cóż tam? co zaszło — Javert?
Javert milczał chwilę, jakby zbierał myśli, potem podniósł głos smutnie uroczysty, ale pełen prostoty.
— Oto, panie merze, popełniono czyn występny.
— Jaki czyn?
— Niższy ajent władzy wielce uchybił wysokiemu urzędnikowi. Przychodzę z obowiązku mojego zawiadomić o tem p. mera.