Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/407

Ta strona została uwierzytelniona.





III.
Javert zadowolony.

Opowiedzmy, co zaszło.
Biło w pół do pierwszej po północy, gdy p. Madeleine opuścił salę posiedzeń sądu kryminalnego w Arras. Wrócił do austerji w sam czas, by odjechać dyliżansem, w którym, jak sobie przypominacie, zamówił miejsce. Przed szóstą rano przyjechał do M. — nad M. — oddał na poczcie list do pana Lafitte i poszedł do infirmerji odwiedzić Fantinę.
Tymczasem zaledwie opuścił salę audjencjonalną sądu kryminalnego, prokurator, ochłonąwszy z pierwszego wrażenia, zabrał głos, ubolewał nad szaleństwem szanownego mera M. — nad — M.; oświadczył, że ten dziwaczny wypadek, który się później wyjaśni, w niczem nie zmienia jego przekonań i żądał na teraz potępienia Champmathieu, oczywiście prawdziwego Jana Valjean. Upór prokuratora w widocznej był sprzeczności z ogólną opinją publiczności, sądu i sędziów przysięgłych. Obrońca z łatwością zbił wnioski prokuratora, twierdząc, że zeznania p. Madeleine, to jest prawdziwego Jana Valjean, przemieniły zupełnie postać sprawy i że oskarżony był w istocie niewinnym. Zakończył cytacją nie nową o pomyłkach sądowych i t. d. i t. d.; prezes, streszczając przebieg procesu, stanął po