Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz2.pdf/49

Ta strona została uwierzytelniona.

Cała ta jazda, z dobytemi mieczami, z rozpuszczonemi na wiatr chorągwiami i podniesionemi trąbami, zwarta w kolumny oddziałami, spuściła się ze wzgórza Belle Allince jednym ruchem, jak jeden człowiek, z matematyczną dokładnością spiżowego taranu szczerbiącego wyłom, zatopiła się w straszną głąb, gdzie już tyle padło ludzi, znikła tam w dymie, potem wydostawszy się z ciemności ukazała się na drugiej stronie doliny i zawsze skupiona, w ściśniętych szeregach, pędziła dobrym kłusem, wśród gradu lecących na nią bomb i kartaczy ku stromym i błotnistym szczytom wyniosłej płaszczyzny Mont-Saint Jean. Zbliżali się poważni; groźni, spokojni, niezachwiani; w chwilach gdy umilkł ryk dział i huk karabinowych strzałów, słyszałeś kolosalny tętent kopyt końskich. Podzieleni na dwie dywizje, tworzyli dwie kolumny; dywizja Wathier była po prawej, dywizja Delord po lewej stronie. Zdawało się, że około szczytów płaszczyzny zawijają pierścienie dwa niezmierne węże stalowe. Niby cudowne widmo przemknęli przez pole bitwy.
Nic podobnego nie widziano od zdobycia przez ciężką artylerją wielkiej reduty Moskwy; brakowało Murata, ale Ney był jeszcze. Zdawało się, że ta massa stała się potworem i miała tylko jedną duszę. Każdy szwadron kołysał się i rozdymał jak pierścienie polipa. Widziano ich przez obłoki dymu tu i owdzie porozdzierane. Wszystko zmieszane razem: kaski, krzyki, miecze, burzliwe podskoki koni, ryk dział i trąb odgłosy — zamęt straszny a porządki i karny; po nad wszystkiem błyszczały pancerze jak łuski hydry.
Opowiadanie to wydaje się z innych czasów. Niewątpliwie coś podobnego do tego widzenia występowało w starych epopejach orfickich, opowiadających o chłopo-koniach, starożytnych hippantrofach, tytanach z twarzą ludzką i piersią końską, szturmujących do Olimpu, strasznych, niepożytych, wielkich bogów-zwierząt.