Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/365

Ta strona została uwierzytelniona.

cztery dni. Posyłam Nicolettę, odpowiadają zawsze: Nie ma go. Oddawna ojciec wrócił? Dlaczego nas nie zawiadomił? Ojciec jest bardzo zmieniony. Ach brzydki ojciec; był chory i nic nie powiedział. Marjuszu, dotknij jego ręki, jaka zimna!
— Ach! więc i pan przyszedłeś! Panie Pontmercy, przebaczasz mi — powtórzył Jan Valjean.
Na te słowa, powtórzone przez Jana Valjeau, wezbrane serce Marjusza wybuchło i zawołał:
— Cozetto, czy słyszysz, co on mówi? prosi mię przebaczenia! A czy wiesz Cozetto, co on uczynił? Ocalił mi życie. Uczynił więcej. Dał mi ciebie. I ocaliwszy mię, dawszy mi ciebie Cozetto, cóż zrobił z sobą samym. Poświęcił się. Oto człowiek. I mnie niewdzięcznemu, bez pamięci, bez serca, mnie winowajcy, mówi: Dziękuję! Cozetto, choćbym całe życie przepędził u nóg tego człowieka, jeszczeby to było niedość. Ta barykada, ten kanał ściekowy, te topiele i kloaki — wszystko to przeszedł dla mnie, dla ciebie Cozetto, uniósł mię ze wszystkich śmierci, sam je przyjmując. Tyle ma męztwa, cnoty i heroizmu.
— Cicho, cicho! — szepnął Jan Valjean. Po co to mówić?
— Ale pan — zawołał Marjusz z gniewem czci pełnym — czemuś tego nie powiedział? To także pańska wina. Ocalasz drugim życie i ukrywasz to przed nimi! Gorzej robisz, pod pozorem, że się odsłaniasz, w istocie się spotwarzasz. To okropne.
— Powiedziałem prawdę — rzekł Jan Valjean.
— Nie — odparł Marjusz — prawda, to cała prawda, a pan jej nie powiedziałeś. Byłeś panem Madeleine, dlaczego nie powiedziałeś pan tego? Ocaliłeś życie Javertowi, czemuś tego nie powiedział? Winien ci jestem życie, czemuś tego nie powiedział?
— Bo myślałem, jak pan. Sądziłem, że masz słuszność. Powinienem był odejść. Gdybyś wiedział o tej przygodzie w kanale, zatrzymałbyś mię przy sobie.