Strona:William Shakespeare - Dramata Tom II tłum. Komierowski.djvu/193

Ta strona została przepisana.

ODSŁONA II. SPRAWA III. 191

BŁAZEN.

Coć z miłości gdzieś zdaleka,
I z ochoty co śmiech zwleka;
Taką, rozkosz za nic miéj,
Pókiś w szale, to się śmiéj.
Dla nas w dali puste dzieje,
Młodość jak szata wietrzeje;
Więc nie zwlekaj, do mnie dąż,
Całuj żywo, całuj wciąż.

P. JENDRZÉJ.

Głos miodo-płynny, jakem prawy giermek.

P. TOBJASZ.

Wionie zarazą.

P. JENDRZÉJ.

Zaprawdę, zarazą pełną słodyczy.

P. TOBJASZ.

A jeszcze go przez nos słyszéć, to słodyczą aż mierzi. — Lecz cóż to ? będziem tak skakać na sucho? spłoszmy sowę jakim chóralnym śpiewem, który tka­czowi z jednej, trzy na raz wygrempluje dusze. Cóż, weźniem się do rzeczy?

P. JENDRZÉJ.

Jeźli mnie kochacie, dalej weźmy się w kupę, jam bo pies cały do chóru.

BŁAZEN.

Umiecie doszczekiwać.

P. JENDRZÉJ.

Obierzcie ten kanon: ty hultaju.

BŁAZEN.

Cyt stul usta ty hultaju, giermku? a to byłbym zmuszonazwać was hultajem, mości giermku?