Strona:William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu/102

Ta strona została przepisana.
100[246—272]
WILLIAM SHAKESPEARE

Już go nie słychać — opowieścią błazna
Głośną, wrzaskliwą, lecz nic niemówiąca.

(wchodzi POSŁANIEC)

Przychodzisz zrobić użytek z języka —
Załatw się prędko!
POSŁANIEC:Miłościwy panie,
Muszę powiedzieć coś; co sam widziałem,
Lecz nie wiem, jak to uczynić.
MAKBET:Mów aspan!
POSŁANIEC:
Stojąc na warcie; na wzgórzu, spojrzałem
W stronę Birnamu, i oto zda mi się —
Las się rozpoczął poruszać.
MAKBET:Nędzniku!
Kłamco!
POSŁANIEC: Niech, panie, gniew mnie twój dosięgnie,
Jeśli tak nie jest; na jakie trzy mile
Można go widzieć, jak idzie. Powiadam:
Bór to chodzący.
MAKBET:Jeśli fałsz donosisz,
Żyw będziesz wisiał na najbliższem drzewie,
Aż głód cię skręci; jeśli prawdę mówisz,
Wolno ci ze mną uczynić to samo!
Cóż myśleć o tem? Zaczynam się trwożyć
O tę dwuznaczność słów wiecznego wroga,
Co, niby mówiąc prawdę; przecież kłamał:
„Nie bój się, póki las Birnam nie przyjdzie
Do Dunzynanu!“ — i oto las jakiś
Rusza w kierunku Dunzynanu!... Dalej!
Do broni! Dalej do broni! Jeżeli
Tak się pokaże, jak ten opowiada,
To ni uciekać stąd, ni też pozostać.
Zaczyna męczyć mnie słońce i chciałbym,
By się budowa świata w nic rozpadła.