Strona:William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu/48

Ta strona została przepisana.
46[15—42]
WILLIAM SHAKESPEARE

MAKBET: Uroczysty obiad
Dajemy, panie, tej nocy i proszę
O twą obecność.
BANKO: Raczy mną rozrządzać
Wasza wysokość, albowiem na zawsze
Nierozerwalnym złączone z nią węzłem
Me obowiązki.
MAKBET: Wasza miłość jedzie
Dziś popołudniu?
BANKO: Tak, mój dobry panie.
MAKBET: Pragnęlibyśmy na dzisiejszej radzie
Usłyszeć wasze uwagi, co zawsze
I ważne były i szczęśliwe. Tak więc
Trzeba odłożyć je na jutro. Jedziesz,
Panie, daleko?
BANKO: Tak daleko, królu,
Że to wypełni czas między tą chwilą
A między ucztą; lecz jeżeli koń mój
Nie pójdzie dobrze, to się będę musiał
O jakąś jedną, albo dwie godziny
U ciemnej nocy zadłużyć.
MAKBET: A tylko
Nie pomiń uczty!
BANKO: Nie pominę, panie.
MAKBET: Słyszę, że nasi krwawi kuzynowie
Są jeden w Anglji, a drugi w Irlandji,
Że, wypierając się tam ojcobójstwa,
Uszy słuchaczów napełniają stekiem
Dziwnych wymysłów; ale o tem jutro,
Kiedy, poza tem, będą wymagały
Wspólnej narady inne jeszcze sprawy
Naszego państwa. Jedź i dowidzenia
Dzisiejszej nocy! Czy Flens jedzie również?
BANKO: Tak, dobry panie, czas już na nas!