Strona:William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu/96

Ta strona została przepisana.
94[98—121]
WILLIAM SHAKESPEARE

ANGUS: Teraz on czuje, że mu się te wszystkie
Tajemne mordy do rąk jego lepią
I że wzniecane co chwila rokosze
Mszczą się na jego wiarołomstwie; ludzie,
Będący pod nim, słuchają rozkazów
Tylko na rozkaz, a nie zaś z miłości.
On teraz czuje, że ten płaszcz królewski
Wisi tak na nim, jak kubrak olbrzyma
Na jakimś chłystku złodziejskim.
MENTET:I któżby
Mógł mu przyganiać, że kruszą i wiją
Jego się zmysły dręczone, jeżeli
Wszystko, co w nim jest, potępia się właśnie
Za to, że jest w nim?
KATNES:Zaprawdę. Więc chodźmy
Dań posłuszeństwa wypłacać li temu,
Komu się z prawa należy; idźmy
Zejść się z lekarzem schorowanej ziemi,
Aby z nim razem dla jej oczyszczenia
Wylać ostatnią swą kroplę.
LENNOKS:Lub tyle,
Ile potrzeba, ażeby nią skropić
Kwiecie królewskie, a chwasty zatopić.
Ruszajmy teraz do Birnamu!

(wychodzą przy odgłosie marszu)
SCENA III.
Dunzynan.
Komnata w zamku.
(Wchodzi MAKBET i świta).

MAKBET:
Wiecej mi wieści nie przynosić! Niech mnie
Opuszczą wszyscy! Póki las birnamski
Pod Dunzynanu zamek nie podstąpi,