Strona:William Yeats-Opowiadania.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.

Klątwa Hanrahana Rudego.

W piękny poranek majowy, już w czas niemały, odkąd Hanrahan wyprowadził się z domu Małgorzaty Rooney, onże sam przechodził drogą w pobliżu Colooney, a szczebiot ptaszęcy, podzwaniający w krzewach białych od kwiecia, nastrajał go do śpiewu. Szedł on do własnego szczupłego osiedla, które składało się wprawdzie z jednej tylko izdebki, ale czuł się w niem jak w niebie. Już mu się bowiem sprzykrzyło tyloletnie kołatanie od chaty do chaty o różnych porach roku, a chociaż rzadko odmawiano mu gościny i udziału w tem, czem chata była bogata, to jednak niekiedy mu się wydawało, że umysł mu już tak ociężał, jak kulasy; już nie tak łatwo, jak poprzednio, przychodziło mu żartować i bawić się po nocach, pobudzać wszystkich chłopaków do śmiechu zajmującem bajaniem i wkradać się śpiewkami w łaski kobiet. Przed niedawnym

38