Strona:Wolter - Powiastki filozoficzne 01.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

wspaniałomyślność bowiem poruszyła mnie o wiele więcej, niż okrucieństwo jegomości w czarnym płaszczu i jego małżonki“.
Nazajutrz, przechadzając się, spotkał nędzarza, całego okrytego wrzodami, z martwemi oczyma, stoczonym końcem nosa, wykrzywioną gębą, czarnymi zębami, ochrypłym głosie, dręczonego okrutnym kaszlem i wypluwającego po jednym zębie przy każdym napadzie.


IV. Jak Kandyd spotkał swego dawnego mistrza filozofii, doktora Panglossa i co z tego wynikło.

Kandyd, bardziej jeszcze przejęty współczuciem niż grozą, oddał przeraźliwemu nędzarzowi dwa floreny otrzymane od poczciwego anababtysty. Widmo popatrzyło nań uważnie, zalało się łzami i padło mu na szyję. Kandyd cofnął się przerażony. „Ach! rzekł jeden nędzarz do drugiego nędzarza, nie poznajesz już swego drogiego Panglossa? — Co słyszę, to ty, ukochany mistrzu? ty, w tym okrutnym stanie! cóż za nieszczęście cię spotkało? czemu nie jesteś już w najpiękniejszym z zamków? co się stało z panną Kunegundą, perłą dziewic, arcytworem przyrody? — „Słabo mi“, rzekł Pangloss. Natychmiast Kandyd zawiódł go do domu anababtysty, gdzie dał mu kawałek chleba; kiedy zaś Pangloss pokrzepił się nieco: „I cóż, spytał, Kunegunda? — Umarła“, odparł tamten. Słysząc to, Kandyd zemdlał: przyjaciel ocucił go trochą lichego octu, który znalazł się przypadkiem