Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom I.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.


SONET
na dzień 1. Stycznia 1854.

Wśród orkanów na fali grają żagle moje
Niby skrzydła łabędzie, utoczone z piany;
Zimnem okiem spoglądam w przestwór rozbujany,
Niechaj piorun w maszt bije — ja widzę ostoję.[1]

Gdym od brzegu odbijał, to tęczy rozwoje
Kwiatem drogę mi słały przez modre bałwany;
A ja — dziecko — na łodzi słodko kołysany
Plotłem w wianek żeglugi marzenia powoje!

Burza wianek porwała — łodzią fala miota,
I niejeden już piorun młodą pierś uderzył,
I usta-m obznajomił ze życia piołunem; —

Ale płyńmy — znów, widzę, szkli się tęcza złota:
Powróciła mym oczom. Jam w powrót nie wierzył...
O, teraz, łodzi moja, leć z myśli piorunem!





ŻEGNAJ MI, PIEŚNI!...

Żegnaj mi, pieśni, może na zawsze —
Może już nigdy nie zabrzmisz mi!
Inne dziś śpiewy — dziksze i krwawsze
Miotają sercem. Miast lutni — stal!
O, i boleści sroższe i łzawsze;
Cierń niepewności w sercu mem tkwi...
Luba piosenko, mnie ciebie żal!

  1. przystań.