Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/268

Ta strona została skorygowana.

— Droga Blanko — rzekła, odpowiedziawszy pieszczotą na pocałunek baronowej i wyciągając rękę ku stoliczkowi — oto list... W niem się mieści moje przeznaczenie... Weź go... Wybacz, że ci go oddaję zapieczętowany, ale czytanie go, byłoby dla ciebie nową boleścią a dla mnie nowym wstydem... I tak będzie dosyć... zawiele... że spojrzenie hrabiego zatrzyma się na tych wierszach, które ręka moja kreśliła ze zgrozą, które paliły moje oczy... Wreszcie spełniło się poświęcenie... Teraz niech wyrokuje Bóg!
— Cierpisz, moja droga? — spytała pani de Vergy.
— Nie. Doznaję tego spokoju głębokiego, jaki następuje po postanowieniu nieodwołalnie powziętem... Dusza i serce odrętwiały... Czekać będę wyroku bez trwogi, bez niepokoju...
— Może zejdziesz do nas?
— Proszę cię jak i ojca, ażebyście mnie pozostawili tu samą, aż do chwili, kiedy mi przyjdziesz oznajmić o mym losie... Wszak dzisiaj wszystko się rozstrzygnie, nieprawdaż?
— Tak, dzisiaj... Za kilka godzin...
Berta usiłowała uśmiechnąć się.
— Widzisz — rzekła następnie — że nie będę potrzebowała uzbroić się w cierpliwość, skoro oczekiwanie będzie tak krótkie...
Baronowa nie mogła nalegać.
Przytuliła znów kuzynkę do siebie i wyszła, zabrawszy list.
— Berta trochę jest cierpiącą, bo źle spała w nocy — powiedziała jenerałowi, który ją z niepokojem wypytywał, dlaczego córka nie przyszła na śniada-