Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/72

Ta strona została skorygowana.

— Czy rzeczywiście, o nic się nie obawiasz, panie doktorze? — zapytał kapitan, kiedy minęli ostatnie chałupy wioski.
— O! jak najzupełniej... przynajmniej na teraz... odpowiedział doktór.
— To był atak apoplektyczny, nieprawdaż.
— Tak, tym razem jenerał szczęśliwie wyszedł cało. Ale prędzej czy później, stosownie do tego czy pan de Franoy zachowywać się będzie bardziej lub mniej rozsądnie, nastąpi nowy atak... Jenerał lubi dużo jeść i pić, nieprawdaż?
— Tak.
— Ha! to musi wojnę wypowiedzieć apetytowi swemu, do wina dolewać wody, dużo wody, jeżeli chce opóźnić katastrofę... Dyeta jaknajwiększa i wystrzeganie się wszelkich wzruszeń — to mu zalecę jutro. Zdaje się masz na niego pewien wpływ, kapitanie. Dobrze byłoby, ażebyś go użył dla dopilnowania jenerała w spełnieniu moich rad.
Przyjechali do stacyi klimatycznej i położonej o pięć wiorst drogi od wsi Guillon.
Doktór zsiadł na ziemię, a Sebastyan, trzymając w ręku cugle i drugiego konia, zawrócił na drogę do Cusances.
Służący Antoni czekał przed sztachetami.
— Kapitanie — rzekł — jenerał zasnął i śpi spokojnie... Wyszedłem, ażeby to panu powiedzieć... Teraz pójdę zobaczyć naszą biedną panienkę, która także musi potrzebować snu po takiej przeprawie.
Antoni wziął konia należącego do stajni zamkowej i oddał go parobkowi, poczem zamknął sztachety,