Strona:Złoty Jasieńko.djvu/137

Ta strona została skorygowana.

Sebastyan nie znał nieprzyjemnych wzruszeń wcale, bo mu ich domowy byt nie dostarczał, gdyby nie sąsiedni dom Paskiewicza. Paskiewiczowie krawcy z powołania, mieli sporą kamienicę dosyć źle utrzymaną obok, ale z ogromnym i pięknym ogrodem. Mówiono, że to był niegdyś pałacyk Ossolińskich, którzy w sąsiedztwie dawniéj znaczne dobra posiadali. W istocie kamienica, mimo zmian, jakim uległa, zachowała w sobie coś pałacowego. Front był okazały, między oknami ukazywały się na pół zbite armatury, w ogrodzie była jakby resztka fontanny, pyszna aleja lipowa i altana z lip starych. Wszystko to od lat kilkudziesięciu w najopłakańszym stanie zaniedbania zostawało, z powodu, iż Paskiewicze nie mogli się podzielić na pięć głów tą posiadłością, żaden spłacić nie był w stanie współsukcesorów, kłócili się i rujnowali. Postanowili sprzedać je; panu Zwiniarskiemu myśl przypadła wielce do smaku, piérwszy raz w życiu zapalił się projektując dwa domy połączyć, a nadewszystko stworzyć sobie ogród śliczny. Uśmiéchało mu się to wielce. Przyszło do targów, zażądano dość wiele, bo półtora kroć. Sebastyan się zgodził. Było sumy klasztornéj na wiecznym procencie piątym pięćdziesiąt tysięcy, gdy przyszło się resztą dzielić na pięć głów, a głowy na pół i ćwierć-główki, okazało się że niektórym z sukcesorów bardzo ma-