Strona:Złoty Jasieńko.djvu/139

Ta strona została skorygowana.

Piętro było jak dół sklepione, izby duże, okna głęboko w murze, także w każdéj niszy parę krzeseł stanąć mogło — piece kaflowe polewane, stoły ciężkie, krzesła z wielkiemi poręczami. Sprzęty gospodarskie i narzędzia pracy codziennéj nie kryły się i nie wstydziły z sobą, tu i owdzie krośna, skrzynie, kuchenne nawet naczynie spotkać było można. Nie przyjmowano tu gości chyba swoich, nie myślano odegrywać komedyi wielkiego tonu, ani stosować się do obyczaju klas innych. Pani Sebastyanowa, którą mąż żartobliwie czasem zwał Sebastyanicką, była mała, okrągła jak on, żywa, wesoła i niezmiernie pracowita. Synek chodził do szkół i trzymano go surowo, z Polcią tylko matka, kochając ją może do zbytku, postąpiła nierozważnie. Zamiast ją wychować na gosposię i żonę poczciwego mieszczanina, w prostocie obyczaju dawnego, powoli, sama nawet nie wiedząc jak, zrobiła z niéj panienkę zupełnie domowi obcą i do niego nie przystającą. Polcia była utalentowana, uczyła się łatwo, miała twarzyczkę śliczniuchną, główkę otwartą, jakże jéj nie było uczyć! kształcić i wypieścić to śliczne cacko.
Ale gdy po świetném ukończeniu pensyi na miejscu i wyższych nauk w Warszawie wróciła Polcia do domu — znalazło się, że jakoś z matką zrozumiéć się nie mogły, były sobie jakby obce,