Strona:Złoty Jasieńko.djvu/152

Ta strona została skorygowana.

przepaścią bankructwa. Ale od czegóż ten talent słowa? to cieniowanie umiejętne w którém celował Szkalmierski, w którém téż pokładał nadzieję że powolnie doprowadzi w rozmowie starego do wyznania grzechów i poddania się dosyć ciężkim ale zapewniającym mu spokój i wybawienie warunkom...
Gdy tak marzył za drzwiami w przedpokoju dał się słyszéć hałas, sprzeczka, łajanie, wkrótce potém skandaliczne szamotanie się, drzwi otwarły się nagle i rozogniony, czerwony jak rak wpadł Jacek służący krzycząc:
— Proszę pana! proszę pana, pan Simson mnie pchnął i wyłajał, pan Simson.
Z za Jacka ukazała się w téj chwili figura poważna starego żyda w dawnym stroju, z siwą brodą, który z najwyższą pogardą, dumą i oburzeniem popchnąwszy sługę wszedł do pokoju, nie pytając.
Lice mecenasa którego rozkazu nie poszanowano i który się czuł obrażony taktém postępowaniem pana Simsona zapłonęło gniewem.
— Ja w istocie zakazałem wpuszczać kogokolwiek bądź, i proszę mi dać spokój bo mam pracę. Jacek!
Ale Simson tak mało zważał na pana jak na sługę, odwrócił się groźno, popchnął Jacka zamknął drzwi i na klucz je zatrzasnął; potém drżący choć usiłując się pohamować stanął w całym swym